OPINIE

7 pytań o teren w Gospodarzu do Macieja Gałkiewicza

„Nowy Rzgów”: W Internecie publikowane są zdjęcia pałacu z docinkami pod adresem Pana rodziny. Jak Pan to skomentuje?

Maciej Gałkiewicz: – Mnie także serce boli, gdy widzę w jakim stanie jest obiekt, który kiedyś tętnił życiem. Rozumiem więc rzgowian, którzy tak samo jak ja ubolewają nad jego stanem. Jest mi trochę przykro, gdy zdjęcia opatrzone są kąśliwymi komentarzami wobec moich rodziców – Zbigniewa i Grażyny. Nie obrażam się jednak, ponieważ wiem, że mieszkańcy nie mają pełnych informacji na ten temat.

Czy budynki w Gospodarzu są zabytkiem?

– Z punktu widzenia prawnego sytuacja jest dziwna. Obiekt nie jest wpisany do Wojewódzkiej Ewidencji Zabytków, znajduje się za to w Gminnej Ewidencji Zabytków. Takiego wpisu dokonały kilkanaście lat temu ówczesne władze. Było to za „panowania” Jana Mielczarka. Nie wiemy niestety, na jakiej podstawie i w jakim celu dokonano tego wpisu. Efekt jest taki, że w ten sposób zablokowano nam możliwość przeprowadzenia jakichkolwiek zmian na tym terenie.

To dlatego są one w tak kiepskim stanie…

– Nie tylko. Również dlatego, że przez prawie 10 lat trwał spór sądowy o podział tego terenu pomiędzy moim tatą Zbigniewem i jego bratem Andrzejem. Wujek Andrzej długo nie zgadzał się na podział ani na to, by prowadzić tu jakiekolwiek prace. Bez jego zgody mieliśmy związane ręce.

Mimo tego, wraz z tatą próbowaliśmy przynajmniej zapobiec degradacji tego miejsca. Wynajęliśmy firmę ochroniarską, która miała czuwać nad budynkami i kompleksem ogrodowym, aby nie dochodziło do dewastacji. Niestety ochroniarze zostali zwolnieni przez wujka Andrzeja.

Stan prawny w końcu się wyjaśnił?

– Dopiero wiosną sąd przyznał ten teren mojemu tacie Zbigniewowi. Prowadzimy już pierwsze działania zmierzające do uporządkowania tego miejsca. Łatwo nie będzie. W planie zagospodarowania przestrzennego jest określone, że nie można tu nic budować ani remontować, aż do naturalnej śmierci obiektów. Takie rozwiązanie zostało przyjęte, za kadencji burmistrza Jana Mielczarka.

Czy teren z zabudowaniami odzyska dawny blask?

– Uporządkowanie go będzie kosztowało kilka albo nawet kilkanaście milionów złotych. Pomimo tego – jeżeli prawo nam na to pozwoli – będziemy starali się wraz z tatą zrealizować ten projekt. Problem polega na tym, że kiedy uregulowano rzekę Ner, budynek zapadł się i obecnie znajduje się ponad 1 metr poniżej poziomu wody. Jest więc notorycznie zalewany. Oprócz tego nie ma fundamentów, a ściany są całe zawilgocone.
Czeka nas więc bardzo dużo pracy.

Sporo zniszczeń dokonują również bobry, wycięły mnóstwo starych i dużych drzew.  Wybudowały z nich tamy i skierowały wodę z rzeki prosto do ogrodu. W rezultacie te drzewa, które nie zostały wycięte przez zwierzaki, zaczęły gnić z nadmiaru wilgoci.

Szacujemy, że w tej chwili na naszym terenie znajduje się ok. 50 bobrów. Mamy więc ogromną prośbę do naszych władz o pomoc w uzyskaniu zgody na ich wyłapanie. Wiem, że problem z bobrami zgłaszał też na sesjach pan radny Wiesław Gąsiorek. Może więc gmina mogłaby kompleksowo rozwiązać ten problem z Wojewodą?

W Internecie pojawiły się zdjęcia ludzi penetrujących prywatny, ogrodzony teren jak swój własny. Co Pan na to?

– Choć zostałem wychowany tak, że bez zaproszenia nie wchodzę na czyjąś posesję, to nie mam do nikogo pretensji, bo wiem co to ciekawość. Takie niedostępne miejsca, owiane aurą tajemniczości, zawsze cieszą się dużym zainteresowaniem. Ja nie mam nic do ukrycia i z przyjemnością udostępnię ten teren do zwiedzania. Jeżeli ktoś będzie miał na to ochotę, proszę tylko o kontakt ze mną.

I proszę zrozumieć – prowadzone są tam prace, z ziemi wystają elementy rozkradzionych konstrukcji, są również zarośnięte studzienki – nie chcę, aby ktoś zrobił sobie krzywdę.



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *